Artykuł o. Andrzeja Madeja OMI dedykowany Uczestnikom naszego konkursu


ANNA


Nie znam nikogo, kto by tyle pracował dla słowa i ze słowem, ile pracowała Anna Kamieńska. Całe swe życie
oddała słowu. Pan Bóg uśmiechnął się do mnie i dał mi szczęście spotkać się z nią. A oto, jak do tego doszło. 
Był stan wojenny. Dowiedziałem się, że przyjechał do Polski brat Roger z Taize i że można go zastać w domu 
Anieli Urbanowicz w Warszawie. Po modlitwie z bratem w białym habicie, pani domu na pożegnanie 
powiedziała: „Moje drzwi zawsze otwarte, proszę mnie odwiedzić”. Skorzystałem z zaproszenia i wnet 
zjawiłem się ponownie u Anieli. Jacy to goście do niej nie przybywali! W jej mieszkaniu na Krakowskim 
Przedmieściu poznałem wielu z nich. Z Anielą chodziliśmy czasem do kościoła, do kina, a nawet do kawiarni. 
Zapoznała mnie z księdzem Janem Zieją. Przyjechała do naszej wsi Wólka Polanowska pod Kazimierzem 
Dolnym. Przyznałem się jej kiedyś, że próbuję coś pisać, a ona na to: „Chętnie przeczytam to, co piszesz”. 
Po jakimś czasie usłyszałem:
- Dałam twe notatki Annie do przeczytania. Jak będziesz w Warszawie następnym razem, to zaproszę 
ją do mnie i będziecie mieli okazję się poznać z uroczą panią.

- A kto to jest Anna? - zapytałem.

- Anna Kamieńska, poetka – odpowiedziała.

I stało się. Aniela wkrótce przedstawiła nas sobie nawzajem w swoim mieszkaniu. I tak ledwo opierzony ksiądz 
wpisał do swego kalendarza adres znanej pisarki. Spotkanie człowieka z człowiekiem jest łaską, 
jest im podarowane prosto z niebios. Gdyby nie spotkanie z Anną, nic bym prawdopodobnie do tej pory 
nie opublikował. A tak…
Ilekroć modlę się psalmami, a natrafiam na słowa: „W Twojej światłości oglądamy światło.” albo że ”jesteśmy 
jak kropla wody u wiadra”, tylekroć przychodzi mi na myśl poetka.
- Zobacz, jak prosto i mądrze mówią psalmy o panu Bogu i o człowieku i ile w tym poezji – powiedziała 
kiedyś, pokazując mi te słowa.
Anna lubiła biblijny język, metafory „Księgi nad księgami”. Chłonęła książki o Panu Bogu. Jakby chciała 
nadrobić zaniedbaną przez lata lekturę. Nieraz przywiozłem jej cały karton książek. W jednej z nich znalazła 
następujące słowa: „W cieniu krzyża, co ja piszę… w słońcu krzyża!”.

- Zobacz, jak mnich mówi o krzyżu, zobacz… - komentowała.

Była apostołką słowa. Całe życie pisała i czytała, jeździła na wieczory autorskie do miast, na wsie na lekcje 
literatury, do szkół, miała wieczory poezji w domach kultury, wykładała przez jakiś czas Biblię 
na Uniwersytecie Warszawskim… Pamiętała o co ją pytały dzieci podczas autorskich spotkań. Na przykład 
były ciekawe, czym pisze wiersze, piórem czy ołówkiem? Odpowiadała im, że pisze radością i łzami, nocami 
i bezsennością… Dzieliła się z czytelnikami swoją pasją życia, pokorną mądrością… Dzieliła się sobą. 
Słowo coraz bardziej stawało się jej życiem. Przykro jej było, jak po wykładach na uniwersytecie nikt 
do niej nie podszedł, by z nią porozmawiać, o coś ją zapytać, czymś się z nią podzielić… Dla niej wykłady 
o Biblii to było coś większego niż lekcja i egzaminy, dla niej to było życiowe CREDO. Może dlatego pamiętała 
tę osobę, która wyjątkowo została po jej wykładzie, by chwilę z nią porozmawiać.
Nie spostrzegłem się nawet, jak to się stało, że już nie zdarzało mi się, żebym przejeżdżając przez Warszawę 
nie zaszedł do Anny. Wiedziała, że często jestem w drodze, więc mówiła: „Umyj ręce, a ja coś w tym czasie 
odgrzeję”. Koło talerza kładła kromkę chleba, gdyż zauważyła, że zwykle drobię chleb i wrzucam do zupy.

- Opowiadaj, co słychać, skąd jedziesz?

Już nie rozmawialiśmy tylko o tekstach, książkach czy autorach, ale coraz częściej o… życiu, czyli o tym, 
co każdy ma na sercu.

- Zdejmij sweter, masz dziurę na rękawie, zaceruję ci, zanim się posilisz.

Anna już nie była dla mnie tylko znana pisarką, lecz stawała się coraz bardziej bliską mi osobą. Na marginesie 
naszej rozmowy nie zapominała mnie zwykle zapytać: „Napisałeś coś? Przeczytasz mi coś, co ostatnio 
napisałeś? Wydasz jakiś tomik wierszy?”.



***

Wszyscy ludzie piszą, publikują tylko niektórzy. Niewielu, niestety, potrafi przygotować tekst do druku. 
Co innego jest mówić, a co innego pisać – mówiła.
Podczas wspólnych lektur dzieliła się ze mną uwagami doświadczonej pisarki. Na marginesie wierszy, 
które jej czytałem, usłyszałem wiele serdecznych jej uwag. Mógłbym je zebrać w swoiste ABC pracy 
nad tekstem przed publikacją. Wyliczę tu niektóre z zawsze trafnych intuicji Kamieńskiej: pisz o konkretach, 
unikaj wielkich słów, trzymaj się w wierszu jednej metafory, nie powtarzaj tego co już inni napisali. 
Czasem powiedziała: „Nie używaj za często słowa „piękny” – postaraj się to opisać tak, aby sam czytelnik 
mógł sobie wyobrazić owo piękno. Puenta jest ważna: zakończ wiersz czymś, co zaskoczy czytelnika, 
co go zdumieje, zaprosi do myślenia… Nie bój się tego, co symboliczne, tajemnicze. Nie wszystko trzeba 
tłumaczyć…”.
Więcej nie pamiętam! Korzystałem z tych praktycznych lekcji. / Mam nadzieję, że moje młodsze koleżanki 
i koledzy po piórze też z tego mogą skorzystać! / Nie chcę tego bogatego doświadczenia zatrzymywać 
dla siebie. Był czas, kiedy w krawacie, nie przyznając się, że jestem misjonarzem, odwiedziłem trochę szkół, 
by czytać dzieciom i młodym wiersze albo mówić o szkodliwości narkotyków z pozycji "przyjaciela 
młodych"… Tak też było kiedyś w Katowicach. Do drewnianego kościółka św. Michała Archanioła (jeżeli 
nie mylę imienia patrona) w parku Kościuszki, tam gdzie wspaniałym proboszczem swego czasu był moderator 
oaz ksiądz Henryk Bolczyk, przyszła wieczorem na naukę rekolekcyjna grupka młodych… Pytają mnie: 
„A dlaczego dziś w rano w naszej szkole nie powiedziałeś nam, że jesteś księdzem?”. Odpowiedziałem 
pytaniem na pytanie: „A czy ktoś z was pytał się mnie o to?”.

***

Pamiętaj - mówiła Anna - nie spiesz się pisać czegoś dla dzieci… Wyłowią najmniejszy fałsz. Trzeba 
być bardzo uczciwym i szczerym, by coś dla nich napisać.
Miała rację. Pamiętam, jak przeżywała pisanie książeczki dla dzieci o Jezusie. Był to dar dla jej wnucząt, 
które miały przystąpić do Pierwszej Komunii Świętej w Warszawie. Jeżeli się nie mylę, to pisarka o Panu Bogu 
zaczęła dość późno pisać, po śmierci swego męża śp. Jana Śpiewaka. Wtedy spotkała się z Bogiem? Wtedy 
dopiero weszła na most, który prowadzi od religii do doświadczenia Boga żywego? To święta tajemnica 
jej wiary. Z księdzem Janem Twardowskim czytała Nowy Testament. Co za szczęście spotkać takiego kolegę 
od pióra, księdza, który był dla niej jednocześnie mistagogiem katechetą, a przy tym jeszcze poetą! Zabierał 
ją też czasem ze sobą na spacer na Powązki. Mówił jej, że tam miał już więcej przyjaciół niż pośród żywych. 
Anna wspominała ich wspólną modlitwę nad grobami znajomych… Ksiądz Jan tak prędko odmawiał „Ojcze 
nasz”, że nigdy nie mogła za nim nastarczyć…

***

Wielkiej klasy intelektualistka. Lubiła dobre książki, mądre kazania, na przykład słuchała ojca Salija OP. 
W Kościele ceniła to, co zwyczajne i proste, przede wszystkim ludzi. Gdy zaczynała odkrywać wiarę na nowo 
jako „neofitka”, szukała utytułowanych teologów, aby się u nich wyspowiadać. Zwierzyła mi się, że to już 
minęło…, że teraz nie patrzy na to, kto siedzi w konfesjonale… To nie miało już dla niej większego znaczenia.

- Wiem już, że liczy się wiara – mówiła.

Kiedyś ksiądz na spowiedzi zapytał jej, czy czyta drukowane. A gdy potwierdziła, to usłyszała: „Niech więc 
babcia przeczyta sobie za pokutę z książeczki litanie…”.
Ostatnie swe artykuły i książki publikowała w dominikańskim czasopiśmie „W drodze”. Cieszyła się 
przyjaźnią z ojcem Marcinem Babrajem i bardzo go ceniła. Miał dar odkrywania nowych autorów 
dla swego miesięcznika. 
Głęboko przeżyła cichą mszę świętą, którą on sprawował kiedyś w kaplicy Dominikanów w Poznaniu. Mieli 
owego dnia razem podróżować. Trzeba było pomodlić się bardzo wcześnie rano, by się nie spóźnić na pociąg 
do Warszawy, który odchodził z Poznania około godziny szóstej. Wspominała: „To była eucharystia w ciszy. 
Słychać było śpiewające w ogrodzie zakonników ptaki. Przeżyłam sacrum”.

***

Wspominam spotkania z Anną Kamieńską sprzed prawie 40 lat. Czasem rozmawialiśmy jak filozofowie. 
Kiedyś powiedziała: „W życiu chodzi o to, by z urojonych szczytów zejść na niziny, do tego, co rzeczywiste”. 
Przypomina się święta Teresa z Lisieux, młoda karmelitanka, która w „ żółtym zeszycie” spisanym na wyraźne 
życzenie jej przełożonej zanotowała podobne przekonanie: człowiek spotyka Pana Boga „tu i teraz”, 
gdyż On sprzymierza się z tym, co rzeczywiste. Wiara nie odrywa nas od życia, na odwrót: pomaga 
nam być tym, kim jesteśmy, tu gdzie jesteśmy i wtedy, gdy żyjemy. Zero marzycielstwa. Święci 
są największymi realistami!

***

Początek osiemdziesiątych lat XX wieku. Wróciłem z Europejskiego Spotkania Młodych z Paryża. 
Opowiedziałem Annie o inicjatywie braci z ekumenicznej wspólnoty z Taize i o modlitwie tysięcy 
młodych z różnych wyznań chrześcijańskich… Prosiła, abym koniecznie podzielił się tym z Jankiem, 
jej synem. To było opatrznościowe. Jan, słuchając o szansach, jakie mają młodzi na Zachodzie, zadał 
mi pytanie: „Czy czegoś podobnego nie da się zainspirować u nas nad Wisłą? Nie wszyscy mamy szansę 
wyjechać za granicę…”. Wierzył, że uda się i u nas zainicjować spotkania w ekumenicznym duchu.
Należałem wtedy do wspólnoty Oblatów Maryi Niepokalanej w Kodniu, na granicy z Białorusią. Ojciec 
superior wyraził zgodę. Iskrę Janka zaniosłem od razu Grzegorzowi Polakowi, który z kolei podzielił się 
naszym pragnieniem z Janem Turnau. Tak zaczęły się ekumeniczne spotkania nad Bugiem. W porywach 
do Kodnia, Jabłecznej i Kostomłot przyjeżdżały na kilka dni setki młodych. Proste warunki (spanie 
w stodołach)wizyty w cerkwiach, świetni prelegenci (Hryniewicz, Napiórkowski, Skowronek, Tranda…) 
i radosna, pełna nadziei modlitwa „dzieci soboru” o jedność chrześcijan. A ile ekumenicznego entuzjazmu!
Pamiętam jedną z ostatnich rozmów z Janem Śpiewakiem. Wyszliśmy właśnie z redakcji „Powściągliwość 
i praca” michalitów. Spacerowaliśmy ulicami Warszawy.
- Wiesz - mówił - mam receptę na odnowienie Kościoła w Polsce. Bardzo prosta recepta: wydłużcie stoły 
na plebaniach, zapraszajcie ludzi na kawę, na posiłek… Wiesz, jakie to ważne, gdy ksiądz proboszcz wypije 
ze swym parafianinem szklankę herbaty na plebanii…, gdy porozmawia z nim jak człowiek z człowiekiem.

To były ostatnie słowa, jakie usłyszałem od syna Anny.

***

Poetka znała cenę słowa i była wierna słowu. Pracowała w słowie, słowem i dla słowa. Powiedziałbym - 
mieszkała w słowie! Pisała prozę i wiersze. Cierpliwie i dużo czytała nadesłanych do redakcji tekstów. 
Przekładała z innych języków, zostawiła literacki notatnik, nie bała się spotykań z czytelnikami. Biblię zaniosła 
na katedrę uniwersytecką. Wydawała tomiki poetyckie innych autorów. Trzeba było mieć na jej miejscu dużo 
cywilnej odwagi i uczciwości intelektualnej, aby temu wszystkiemu sprostać w czasach realizmu 
socjalistycznego. Trzeba było zdawać co dnia egzamin z wierności prawdzie, czyli z wierności sumieniu. 
Przez całe życie pozostała przyjacielem słowa. Nad podziw dobrze zdała ten egzamin.
Wybrał ją, by jej dedykować jeden ze swych najbardziej znanych wierszy, ksiądz Jan Twardowski. Wiedział, 
że ta pokrewna, poetycka dusza przyjmie wiersz całą głębią swego człowieczeństwa. „Spieszmy się kochać 
ludzi” Ksiądz Jan zdążył. Anna wkrótce odeszła. Za młodo i za wcześnie odszedł także jej syn Jan. Byłem 
na ich pogrzebach. A potem ilekroć przejeżdżałem przez Warszawę, tylekroć w okolicach Dworca Zachodniego 
spoglądałem w stronę dzielnicy, w której mieszkała pisarka. Przypominałem sobie wtedy, a czasem 
i dziś jeszcze, słowa piosenki „Warszawa jest pusta bez ciebie”… To prawda, Warszawa była dla mnie 
przez jakiś czas pusta bez nich.

Tak sobie dziś myślę: gdyby Anna jeszcze żyła na Ochocie, a mnie udałoby się wpaść do niej na chwilę 

po drodze, pomiędzy jednym a drugim pociągiem, pewnie na odejście zapytałaby mnie: „Napisałeś 

coś ostatnio?”. Ja bym pewnie odpowiedział jej: „Tak, tak, wczoraj wpisałem do brudnopisu coś, chcesz, 

to ci przeczytam…”.


W DNI MORU

W dni moru od nas odfruwacie

z gałęzi przestraszone ptaki

bez pożegnania i bez pogrzebu

nas zostawiając z pytaniami



będziemy żyć dopóki żyjemy

w czasach zarazy ognia i wojny

będziemy wołać aby nadeszło

Boże Królestwo


PS

Na okładce swego brewiarza przepisałem psalm 130 w przekładzie Anny Kamieńskiej:


"Z głębokości wołam do Ciebie Panie

     Panie mój słuchaj głosu mego

Nakłoń swe uszy

     ku błaganiu memu

Gdyby pamiętał nasze grzechy Bóg

o Panie któż by się ostał przed Tobą

Ale Ty niesiesz przebaczenie

     aby się Ciebie bano

Zaufałem o Panie zaufała moja dusza

     i w słowach Twoich ufność położyłem

Więc oczekuje Pana moja dusza

     bardziej niż straże świtu

Oczekuj Pana Izraelu

     bo w Panu łaska

i wielkie w Nim odkupienie

     On to odkupi Izrael

Od władzy wszystkich grzechów".



Andrzej Madej

Aszchabad , dnia 28 marca, 2020 AD



fot. https://oblaci.pl/2020/11/16/andrzej-madej-omi-im-mniej-jest-boga-w-czlowieku-tym-mniej-jest-czlowieka-w-czlowieku-o-poezji-i-obecnosci-kosciola-w-turkmenistanie-wywiad/

o. Andrzej Madej OMI 
Oblat-poeta, polski duchowny katolicki, przełożony misji „sui iuris” w Turkmenistanie. Urodził się 6.10.1951r. 
w Kazimierzu Dolnym. Po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpił  do Niższego Seminarium Duchownego Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Markowicach  na Kujawach. W latach 1969-1970 odbył  nowicjat w Obrze koło Wolsztyna  
i tamże zakończył studia filozofii, po  czym został  wysłany  na  teologię  do Rzymu, na Papieski  Uniwersytet Gregorianum. Został wyświęcony na kapłana w Obrze dnia 19 czerwca 1977r. Pracował  na terenie Polski, po czym w 1994 roku został wysłany na Ukrainę do Kijowa. 29 września 1997r. został  mianowany przełożonym Kościoła Rzymskokatolickiego 
w  Turkmenistanie /superior  "missio sui iuris”/.

Publikacje /między  innymi/: 
Dziennik wiejskiego wikarego, W Drodze, Poznań 1984.
Dotknięcia, Wydawnictwo Zapadka, Gorzów Wlkp. 1993.
Nad brzegiem nieba i ziemi, Niedziela, Częstochowa 1995.
Dziennik miejskiego wikarego, W Drodze, Poznań 1995.
Portret pamięciowy, Wydawnictwo Zapadka, Gorzów Wlkp. 1995.
Dziennik pisany nad Dnieprem, Pallotinum, Poznań 1997.
Księga Krzyża : antologia pasyjna, Księgarnia św. Jacka, Katowice 1998.
Niski profil, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2000.
Modlitwy  znad  Amudarii, Wydawnictwo Gaudium, Lublin  2008.
Przebłyski piękna między ranami, Wydawnictwo TUM, Wrocław 2009.
Dobre  shto  ty  je, Swidczado, Lwów 2010. /w języku ukraińskim/.
Wyblakłe  ikony,  Wydawnictwo Diecezjalne, Sandomierz 2012.
Ochroniarz i dozorczyni, Wydawnictwo WAM, Kraków 2013.
Pieśń o tryskających źródłach, Wydawnictwo NINIWA, Lubliniec 2015.
Jakimś cudem, Wydawnictwo TUM, Wrocław 2016.
Próbowanie soli, Wydawnictwo Misyjne Drogi, Poznań 2017.
Spod skrzydeł anioła, Wydawnictwo Diecezjalne Unitas, Siedlce 1018.
Przyciąganie  nieba, Wydawnictwo Misyjne  Drogi, Poznań 2019.
Prześwity królestwa, Wydawnictwo APIS, Wrocław 2020. 
Choinka w lagrze / tomik  poezji  w  przygotowaniu / 
Prześwity królestwa, Wydawnictwo APIS. Wrocław 2020.  


Komentarze