Nie
znam nikogo, kto by tyle pracował dla słowa i ze słowem, ile
pracowała Anna Kamieńska. Całe swe życie
oddała słowu. Pan Bóg
uśmiechnął się do mnie i dał mi szczęście spotkać się z nią.
A oto, jak do tego doszło.
Był stan wojenny. Dowiedziałem się, że
przyjechał do Polski brat Roger z Taize i że można go zastać w
domu
Anieli Urbanowicz w Warszawie. Po modlitwie z bratem w białym
habicie, pani domu na pożegnanie
powiedziała: „Moje drzwi zawsze
otwarte, proszę mnie odwiedzić”. Skorzystałem z zaproszenia i
wnet
zjawiłem się ponownie u Anieli. Jacy to goście do niej nie
przybywali! W jej mieszkaniu na Krakowskim
Przedmieściu poznałem
wielu z nich. Z Anielą chodziliśmy czasem do kościoła, do kina, a
nawet do kawiarni.
Zapoznała mnie z księdzem Janem Zieją.
Przyjechała do naszej wsi Wólka Polanowska pod Kazimierzem
Dolnym. Przyznałem się jej kiedyś, że próbuję coś pisać, a
ona na to: „Chętnie przeczytam to, co piszesz”.
Po jakimś
czasie usłyszałem:
-
Dałam twe notatki Annie do przeczytania. Jak będziesz w Warszawie
następnym razem, to zaproszę
ją do mnie i będziecie mieli okazję
się poznać z uroczą panią.
-
A kto to jest Anna? - zapytałem.
-
Anna Kamieńska, poetka – odpowiedziała.
I
stało się. Aniela wkrótce przedstawiła nas sobie nawzajem w swoim
mieszkaniu. I tak ledwo opierzony ksiądz
wpisał do swego kalendarza
adres znanej pisarki. Spotkanie człowieka z człowiekiem jest łaską,
jest im podarowane prosto z niebios. Gdyby nie spotkanie z Anną, nic
bym prawdopodobnie do tej pory
nie opublikował. A tak…
Ilekroć
modlę się psalmami, a natrafiam na słowa: „W Twojej światłości
oglądamy światło.” albo że ”jesteśmy
jak kropla wody u
wiadra”, tylekroć przychodzi mi na myśl poetka.
-
Zobacz, jak prosto i mądrze mówią psalmy o panu Bogu i o
człowieku i ile w tym poezji – powiedziała
kiedyś, pokazując
mi te słowa.
Anna
lubiła biblijny język, metafory „Księgi nad księgami”.
Chłonęła książki o Panu Bogu. Jakby chciała
nadrobić
zaniedbaną przez lata lekturę. Nieraz przywiozłem jej cały karton
książek. W jednej z nich znalazła
następujące słowa: „W
cieniu krzyża, co ja piszę… w słońcu krzyża!”.
-
Zobacz, jak mnich mówi o krzyżu, zobacz… - komentowała.
Była
apostołką słowa. Całe życie pisała i czytała, jeździła na
wieczory autorskie do miast, na wsie na lekcje
literatury, do szkół,
miała wieczory poezji w domach kultury, wykładała przez jakiś
czas Biblię
na Uniwersytecie Warszawskim… Pamiętała o co ją
pytały dzieci podczas autorskich spotkań. Na przykład
były ciekawe, czym pisze wiersze, piórem czy ołówkiem? Odpowiadała im,
że pisze radością i łzami, nocami
i bezsennością… Dzieliła
się z czytelnikami swoją pasją życia, pokorną mądrością…
Dzieliła się sobą.
Słowo coraz bardziej stawało się jej życiem.
Przykro jej było, jak po wykładach na uniwersytecie nikt
do niej nie podszedł, by z nią porozmawiać, o coś ją zapytać, czymś
się z nią podzielić… Dla niej wykłady
o Biblii to było coś
większego niż lekcja i egzaminy, dla niej to było życiowe CREDO.
Może dlatego pamiętała
tę osobę, która wyjątkowo została po
jej wykładzie, by chwilę z nią porozmawiać.
Nie
spostrzegłem się nawet, jak to się stało, że już nie zdarzało
mi się, żebym przejeżdżając przez Warszawę
nie zaszedł do
Anny. Wiedziała, że często jestem w drodze, więc mówiła: „Umyj
ręce, a ja coś w tym czasie
odgrzeję”. Koło talerza kładła
kromkę chleba, gdyż zauważyła, że zwykle drobię chleb i wrzucam
do zupy.
-
Opowiadaj, co słychać, skąd jedziesz?
Już
nie rozmawialiśmy tylko o tekstach, książkach czy autorach, ale
coraz częściej o… życiu, czyli o tym,
co każdy ma na sercu.
-
Zdejmij sweter, masz dziurę na rękawie,
zaceruję ci, zanim się posilisz.
Anna
już nie była dla mnie tylko znana pisarką, lecz stawała się
coraz bardziej bliską mi osobą. Na marginesie
naszej rozmowy nie
zapominała mnie zwykle zapytać: „Napisałeś
coś? Przeczytasz
mi coś, co ostatnio
napisałeś? Wydasz jakiś tomik wierszy?”.
***
Wszyscy
ludzie piszą, publikują tylko niektórzy. Niewielu, niestety,
potrafi przygotować tekst do druku.
Co innego jest mówić, a co
innego pisać – mówiła.
Podczas
wspólnych lektur dzieliła się ze mną uwagami doświadczonej
pisarki. Na marginesie wierszy,
które jej czytałem, usłyszałem
wiele serdecznych jej uwag. Mógłbym je zebrać w swoiste ABC pracy
nad tekstem przed publikacją. Wyliczę tu niektóre z zawsze
trafnych intuicji Kamieńskiej: pisz o konkretach,
unikaj wielkich
słów, trzymaj się w wierszu jednej metafory, nie powtarzaj tego co
już inni napisali.
Czasem powiedziała: „Nie używaj za często
słowa „piękny” – postaraj się to opisać tak, aby sam
czytelnik
mógł sobie wyobrazić owo piękno. Puenta jest ważna:
zakończ wiersz czymś, co zaskoczy czytelnika,
co go zdumieje, zaprosi do myślenia… Nie bój się tego, co symboliczne,
tajemnicze. Nie wszystko trzeba
tłumaczyć…”.
Więcej
nie pamiętam! Korzystałem z tych praktycznych lekcji. / Mam
nadzieję, że moje młodsze koleżanki
i koledzy po piórze też z
tego mogą skorzystać! / Nie chcę tego bogatego doświadczenia
zatrzymywać
dla siebie. Był czas, kiedy w krawacie, nie przyznając
się, że jestem misjonarzem, odwiedziłem trochę szkół,
by
czytać dzieciom i młodym wiersze albo mówić o szkodliwości
narkotyków z pozycji "przyjaciela
młodych"… Tak też było
kiedyś w Katowicach. Do drewnianego kościółka św. Michała
Archanioła (jeżeli
nie mylę imienia patrona)
w parku Kościuszki, tam gdzie wspaniałym proboszczem swego czasu
był moderator
oaz ksiądz Henryk Bolczyk, przyszła wieczorem na
naukę rekolekcyjna grupka młodych… Pytają mnie:
„A dlaczego
dziś w rano w naszej szkole nie powiedziałeś nam, że jesteś
księdzem?”. Odpowiedziałem
pytaniem na pytanie: „A czy ktoś z
was pytał się mnie o to?”.
***
Pamiętaj
- mówiła Anna - nie spiesz się pisać czegoś dla dzieci…
Wyłowią najmniejszy fałsz. Trzeba
być bardzo uczciwym i szczerym,
by coś dla nich napisać.
Miała
rację. Pamiętam, jak przeżywała pisanie książeczki dla dzieci o
Jezusie. Był to dar dla jej wnucząt,
które miały przystąpić do
Pierwszej Komunii Świętej w Warszawie. Jeżeli się nie mylę, to
pisarka o Panu Bogu
zaczęła dość późno pisać, po śmierci
swego męża śp. Jana Śpiewaka. Wtedy spotkała się z Bogiem?
Wtedy
dopiero weszła na most, który prowadzi od religii do
doświadczenia Boga żywego? To święta tajemnica
jej wiary. Z
księdzem Janem Twardowskim czytała Nowy Testament. Co za szczęście
spotkać takiego kolegę
od pióra, księdza, który był dla niej
jednocześnie mistagogiem katechetą, a przy tym jeszcze poetą!
Zabierał
ją też czasem ze sobą na spacer na Powązki. Mówił
jej, że tam miał już więcej przyjaciół niż pośród żywych.
Anna wspominała ich wspólną modlitwę nad grobami znajomych…
Ksiądz Jan tak prędko odmawiał „Ojcze
nasz”, że nigdy nie
mogła za nim nastarczyć…
***
Wielkiej
klasy intelektualistka. Lubiła dobre książki, mądre kazania, na
przykład słuchała ojca Salija OP.
W Kościele ceniła to, co
zwyczajne i proste, przede wszystkim ludzi. Gdy zaczynała odkrywać
wiarę na nowo
jako „neofitka”, szukała utytułowanych teologów,
aby się u nich wyspowiadać. Zwierzyła mi się, że to już
minęło…, że teraz nie patrzy na to, kto siedzi w konfesjonale…
To nie miało już dla niej większego znaczenia.
-
Wiem już, że liczy się wiara – mówiła.
Kiedyś
ksiądz na spowiedzi zapytał jej, czy czyta drukowane. A gdy
potwierdziła, to usłyszała: „Niech więc
babcia przeczyta sobie
za pokutę z książeczki litanie…”.
Ostatnie
swe artykuły i książki publikowała w dominikańskim czasopiśmie
„W drodze”. Cieszyła się
przyjaźnią z ojcem Marcinem Babrajem
i bardzo go ceniła. Miał dar odkrywania nowych autorów
dla swego
miesięcznika.
Głęboko przeżyła cichą mszę świętą, którą
on sprawował kiedyś w kaplicy Dominikanów w Poznaniu. Mieli
owego
dnia razem podróżować. Trzeba było pomodlić się bardzo
wcześnie rano, by się nie spóźnić na pociąg
do Warszawy, który
odchodził z Poznania około godziny szóstej. Wspominała:
„To była eucharystia w ciszy.
Słychać było śpiewające w
ogrodzie zakonników ptaki. Przeżyłam sacrum”.
***
Wspominam
spotkania z Anną Kamieńską sprzed prawie 40 lat. Czasem
rozmawialiśmy jak filozofowie.
Kiedyś powiedziała: „W
życiu chodzi o to, by z urojonych szczytów zejść na niziny, do
tego, co rzeczywiste”.
Przypomina się
święta Teresa z Lisieux, młoda karmelitanka, która w „ żółtym
zeszycie” spisanym na wyraźne
życzenie jej przełożonej
zanotowała podobne przekonanie: człowiek spotyka Pana Boga „tu i
teraz”,
gdyż On sprzymierza się z tym, co rzeczywiste. Wiara nie
odrywa nas od życia, na odwrót: pomaga
nam być tym, kim jesteśmy,
tu gdzie jesteśmy i wtedy, gdy żyjemy. Zero marzycielstwa. Święci
są największymi realistami!
***
Początek
osiemdziesiątych lat XX wieku. Wróciłem z Europejskiego Spotkania
Młodych z Paryża.
Opowiedziałem Annie o inicjatywie braci z
ekumenicznej wspólnoty z Taize i o modlitwie tysięcy
młodych z
różnych wyznań chrześcijańskich… Prosiła, abym koniecznie
podzielił się tym z Jankiem,
jej synem. To było opatrznościowe.
Jan, słuchając o szansach, jakie mają młodzi na Zachodzie, zadał
mi pytanie: „Czy
czegoś podobnego nie da się zainspirować u nas nad Wisłą? Nie
wszyscy mamy szansę
wyjechać za granicę…”. Wierzył, że uda
się i u nas zainicjować spotkania w ekumenicznym duchu.
Należałem
wtedy do wspólnoty Oblatów Maryi Niepokalanej w Kodniu, na granicy
z Białorusią. Ojciec
superior wyraził zgodę. Iskrę Janka
zaniosłem od razu Grzegorzowi Polakowi, który z kolei podzielił
się
naszym pragnieniem z Janem Turnau. Tak zaczęły się
ekumeniczne spotkania nad Bugiem. W porywach
do Kodnia, Jabłecznej i
Kostomłot przyjeżdżały na kilka dni setki młodych. Proste
warunki (spanie
w
stodołach), wizyty w cerkwiach, świetni prelegenci (Hryniewicz,
Napiórkowski, Skowronek, Tranda…)
i radosna, pełna nadziei modlitwa „dzieci soboru” o jedność
chrześcijan. A ile ekumenicznego entuzjazmu!
Pamiętam
jedną z ostatnich rozmów z Janem Śpiewakiem. Wyszliśmy właśnie
z redakcji „Powściągliwość
i praca” michalitów.
Spacerowaliśmy ulicami Warszawy.
-
Wiesz - mówił - mam receptę na odnowienie Kościoła w Polsce.
Bardzo prosta recepta: wydłużcie stoły
na plebaniach, zapraszajcie
ludzi na kawę, na posiłek… Wiesz, jakie to ważne, gdy ksiądz
proboszcz wypije
ze swym parafianinem szklankę herbaty na plebanii…,
gdy porozmawia z nim jak człowiek z człowiekiem.
To
były ostatnie słowa, jakie usłyszałem od syna Anny.
***
Poetka
znała cenę słowa i była wierna słowu. Pracowała w słowie,
słowem i dla słowa. Powiedziałbym -
mieszkała w słowie! Pisała
prozę i wiersze. Cierpliwie i dużo czytała nadesłanych do
redakcji tekstów.
Przekładała z innych języków, zostawiła
literacki notatnik, nie bała się spotykań z czytelnikami. Biblię
zaniosła
na katedrę uniwersytecką. Wydawała tomiki poetyckie
innych autorów. Trzeba było mieć na jej miejscu dużo
cywilnej
odwagi i uczciwości intelektualnej, aby temu wszystkiemu sprostać w
czasach realizmu
socjalistycznego. Trzeba było zdawać co dnia
egzamin z wierności prawdzie, czyli z wierności sumieniu.
Przez
całe życie pozostała przyjacielem słowa. Nad podziw dobrze zdała
ten egzamin.
Wybrał
ją, by jej dedykować jeden ze swych najbardziej znanych wierszy,
ksiądz Jan Twardowski. Wiedział,
że ta pokrewna, poetycka dusza
przyjmie wiersz całą głębią swego człowieczeństwa. „Spieszmy
się kochać
ludzi”…
Ksiądz Jan zdążył. Anna wkrótce odeszła. Za młodo i za
wcześnie odszedł także jej syn Jan. Byłem
na ich pogrzebach. A
potem ilekroć przejeżdżałem przez Warszawę, tylekroć w
okolicach Dworca Zachodniego
spoglądałem w stronę dzielnicy, w
której mieszkała pisarka. Przypominałem sobie wtedy, a czasem
i
dziś jeszcze, słowa piosenki „Warszawa
jest pusta bez ciebie”… To
prawda, Warszawa była dla mnie
przez jakiś czas pusta bez nich.
Tak
sobie dziś myślę: gdyby Anna jeszcze żyła na Ochocie, a mnie
udałoby się wpaść do niej na chwilę
po drodze, pomiędzy jednym
a drugim pociągiem, pewnie na odejście zapytałaby mnie: „Napisałeś
coś ostatnio?”. Ja bym pewnie odpowiedział jej: „Tak, tak,
wczoraj wpisałem do brudnopisu coś, chcesz,
to ci przeczytam…”.
W
DNI MORU
W
dni moru od nas odfruwacie
z
gałęzi przestraszone ptaki
bez
pożegnania i bez pogrzebu
nas
zostawiając z pytaniami
będziemy
żyć dopóki żyjemy
w
czasach zarazy ognia i wojny
będziemy
wołać aby nadeszło
Boże
Królestwo
PS
Na
okładce swego brewiarza przepisałem psalm 130 w przekładzie Anny
Kamieńskiej:
"Z
głębokości wołam do Ciebie Panie
Panie
mój słuchaj głosu mego
Nakłoń
swe uszy
ku
błaganiu memu
Gdyby
pamiętał nasze grzechy Bóg
o
Panie któż by się ostał przed Tobą
Ale
Ty niesiesz przebaczenie
aby
się Ciebie bano
Zaufałem
o Panie zaufała moja dusza
i
w słowach Twoich ufność położyłem
Więc
oczekuje Pana moja dusza
bardziej
niż straże świtu
Oczekuj
Pana Izraelu
bo
w Panu łaska
i
wielkie w Nim odkupienie
On
to odkupi Izrael
Od
władzy wszystkich grzechów".
Andrzej
Madej
Aszchabad
, dnia 28 marca, 2020 AD
fot. https://oblaci.pl/2020/11/16/andrzej-madej-omi-im-mniej-jest-boga-w-czlowieku-tym-mniej-jest-czlowieka-w-czlowieku-o-poezji-i-obecnosci-kosciola-w-turkmenistanie-wywiad/o. Andrzej Madej OMI Oblat-poeta, polski duchowny katolicki, przełożony misji „sui iuris” w Turkmenistanie. Urodził się 6.10.1951r. w Kazimierzu Dolnym. Po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Markowicach na Kujawach. W latach 1969-1970 odbył nowicjat w Obrze koło Wolsztyna i tamże zakończył studia filozofii, po czym został wysłany na teologię do Rzymu, na Papieski Uniwersytet Gregorianum. Został wyświęcony na kapłana w Obrze dnia 19 czerwca 1977r. Pracował na terenie Polski, po czym w 1994 roku został wysłany na Ukrainę do Kijowa. 29 września 1997r. został mianowany przełożonym Kościoła Rzymskokatolickiego w Turkmenistanie /superior "missio sui iuris”/.
Publikacje /między innymi/:
Dziennik wiejskiego wikarego, W Drodze, Poznań 1984.
Dotknięcia, Wydawnictwo Zapadka, Gorzów Wlkp. 1993.
Nad brzegiem nieba i ziemi, Niedziela, Częstochowa 1995.
Dziennik miejskiego wikarego, W Drodze, Poznań 1995.
Portret pamięciowy, Wydawnictwo Zapadka, Gorzów Wlkp. 1995.
Dziennik pisany nad Dnieprem, Pallotinum, Poznań 1997.
Księga Krzyża : antologia pasyjna, Księgarnia św. Jacka, Katowice 1998.
Niski profil, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2000.
Modlitwy znad Amudarii, Wydawnictwo Gaudium, Lublin 2008.
Przebłyski piękna między ranami, Wydawnictwo TUM, Wrocław 2009.
Dobre shto ty je, Swidczado, Lwów 2010. /w języku ukraińskim/.
Wyblakłe ikony, Wydawnictwo Diecezjalne, Sandomierz 2012.
Ochroniarz i dozorczyni, Wydawnictwo WAM, Kraków 2013.
Pieśń o tryskających źródłach, Wydawnictwo NINIWA, Lubliniec 2015.
Jakimś cudem, Wydawnictwo TUM, Wrocław 2016.
Próbowanie soli, Wydawnictwo Misyjne Drogi, Poznań 2017.
Spod skrzydeł anioła, Wydawnictwo Diecezjalne Unitas, Siedlce 1018.
Przyciąganie nieba, Wydawnictwo Misyjne Drogi, Poznań 2019.
Prześwity królestwa, Wydawnictwo APIS, Wrocław 2020.
Choinka w lagrze / tomik poezji w przygotowaniu /
Prześwity królestwa, Wydawnictwo APIS. Wrocław 2020.
Komentarze
Prześlij komentarz